piątek, 19 lipca 2013

Rozdział II - Liliana.

~Na wstępie przyznam, iż Ola, moja przyjaciółka, pomogła mi przy tym rozdziale. Niezwykle mnie motywowała i determinowała. Ponadto pomogła mi z końcówką.
Olu, wiem, że to czytasz. Bardzo Ci dziękuję!~

   W klasie panowała głucha cisza. Nikt się nie odezwał kiedy drzwi otwierały się coraz to szerzej. Po chwili do sali wepchnięta została drobna osóbka, która słysząc trzask drzwi spojrzała w ziemię i cicho westchnęła.
   Była doprawdy niziutka. Miała niecieniowane, delikatnie kręcone, jasne blond włosy za pas, które przez uchylone okno nieco się rozwiały. Twarz nadal miała skierowaną w ziemię, więc nic nie widziałem spod kurtyny długiej grzywki.
   Pani Czaja podeszła do niej i kładąc jej rękę na ramię szarpnęła ją tak, aby była zwrócona przodem do klasy. Objęła ją tym samym ramieniem i przyciągnęła ją do siebie delikatnie. Dziewczyna zesztywniała.
   - Przedstawiam wam Lilianę Fladerer... - kobieta urwała, gdyż Oliviera dopadł zespół niespokojnych nóg i atak nieukrywanego rozbawienia.
   Kątem oka spojrzałem na dziewczynę. Skuliła się nieco.
   Czaja spojrzała na mojego przyjaciela ze złością, kiedy ten opadł na ławkę i dalej się śmiał. Cała klasa popadła w salwę śmiechu, lecz nie z Olivierem, tylko z Oliviera. Niespokojna kobieta poprawiła sobie okulary a na jej twarzy dojrzałem grymas. Ukryłem uśmiech rękawem bluzy.
   - Fladerer... panienka się urwała z okupacji nazistowskiej, co? Dziadkowie walczyli przeciwko AK, prawda? - klasa zwiększyła siłę śmiechu. Dziewczyna gwałtownie uniosła twarz, przez co cała klasa, z wyjątkiem Oliviera, przestała się śmiać. Chłopak widząc co się dzieje, uspokoił się nieco, ale nadal chichotał pod nosem.
   - Dość! - usłyszeliśmy jej cichy, lecz stanowczy głos. Całkiem wysoki i doprawdy śliczny głos nastolatki.
   Przeniosłem ciężar ciała z jednej nogi na drugą kryjąc złośliwy uśmiech tym razem w pasmach włosów. Zapatrzyłem się w okno.
   Pani Delia zignorowała zachowanie Oliviera. Dobrze wiedziała, że to u niego normalne. Zwróciła się do dziewczyny, która znów spuściła twarz.
   - Lilio, powróćmy do najważniejszych spraw. Muszę ci kogoś przedstawić - poczułem, że zmierzają w moją stronę, lecz nie odwróciłem wzroku od zmokłej szyby. - Oto Nathaniel Szew, twój opiekun przez najbliższy czas. Zawsze będzie ci służył pomocą, jeśli tylko o coś poprosisz. Dziś oprowadzi cię po szkole podczas kolejnych lekcji. Starajcie się, żeby być w pobliżu siebie. Tak będzie najprościej - kobieta powiedziała to całkiem uprzejmie, lecz nie słodko, jak to w ten czas kiedy zwraca się do mnie. Klasa zaśmiała się, kiedy w ogóle nie zwróciłem na nie uwagi. Ola, dziewczyna która siedzi w pierwszej ławce, najpilniejsza i najgrzeczniejsza uczennica, kopnęła mnie delikatnie w nogę.
   Spojrzałem na nią leniwie, po czym skierowałem niechętnie wzrok na nauczycielkę. Malowała się na niej szczera prośba. Widocznie zależało jej na dobrej opinii naszej szkoły.
   Westchnąłem i obejrzałem się wokoło, gdyż nigdzie nie widziałem Liliany. Usłyszałem cichutkie chrząknięcie. Spojrzałem w dół. Dziewczyna była strasznie niską osobą. Chociaż to chyba polega na tym, że ja jestem niezwykle wysoki. Mam metr dziewięćdziesiąt, a ona, tak na oko, metr pięćdziesiąt. Klasa ryknęła śmiechem.
   Przez moment zacząłem się zastanawiać, czy nie przykucnąć, aby spojrzeć jej w twarz, ale ta jakby czytając mi myśli uniosła twarzyczkę do góry.
   Wyglądała na prawdę dojrzale, jak na trzecioklasistkę przystało i gdyby nie wzrost można byłoby pomyśleć, że ma spokojnie dwadzieścia lat. Jej puste, jasnobrązowe oczy, okalane długimi czarnymi rzęsami i delikatnym, jasnobrązowym makijażem patrzyły na mnie jakby czekając na okazanie śmieszności wobec jej osoby. Widać, że było jej po prostu przykro. Skóra, prawie biała jak papier, była delikatnie zaróżowiała na policzkach, a drobny nos usiany był maleńkimi, jaśniutkimi piegami. Malinowe, drobne i pełne usta nie wyrażały najdrobniejszych emocji. Po prostu były po to, żeby być.
   Po chwili rozwarły się delikatnie, lecz znów przymknęły, gdyż na całą klasę zdało się usłyszeć głośny śmiech Oliviera. Liliana machnęła swoją drobną główką, muskając włosami moje ciało. Usłyszałem ciche, wyszeptane "Przepraszam" z jej ust. Równie cicho odpowiedziałem "Nic się nie stało". Spojrzeliśmy na Czaję, która poczerwieniała ze złości.
   - Olivierze Styks, serdecznie zapraszam cię przed klasę. Od dziś będziesz pełnił funkcję opiekuna razem z Nathanem. Jeśli chociaż raz, tylko raz, dowiem się, że naśmiewałeś się ze swojej podopiecznej przysięgam, że będziesz miał do czynienia z dyrektorem, rozumiesz?! - krzyknęła idąc w stronę ławki szatyna.
   Chłopak osłupiał. Do tej pory Czaja tańczyła tak, jak jej zagrał.
   Kobieta złapała go za ramię i przyciągnęła go do nas. Po klasie rozeszło się ciche buczenie, na co Olivier znów zaczął się śmiać patrząc w podłogę.
   Zauważyłem, że Kamil, kolega z klasy, wyciągnął telefon i zaczął robić nam zdjęcia.
   Cóż, nie ukrywam, że nie dziwię mu się. Dwóch chłopaków, dodatkowo "emosy", wyżsi od drzwi i jedna, drobna, niziutka i delikatna dziewczyna pośrodku z zasłoniętą włosami twarzyczką. Na pewno wyglądało to co najmniej dziwnie i śmiesznie.
   Zamyśliłem się.
   Bardzo mi kogoś przypominała z wyglądu. Niesamowicie bardzo. Wydawało mi się, że stoi tu ktoś, kogo już nie powinno być, już nie ma. Czułem, że jest wyjątkowa, i nie mam prawa jej urazić.
   Poczułem to pierwszy raz w życiu. Chęć bycia miłym wobec jakiejkolwiek osoby. Ciekaw jestem, dlaczego akurat wobec tej.
   Olivier oparł się o ścianę, podczas gdy Czaja zaczęła gorączkowo tłumaczyć klasie na czym polega wymiana. Poczułem delikatne szarpnięcie za bluzę. Spojrzałem w dół. Liliana patrzyła na mnie nieco zarumieniona.
   - Czy... mógłbyś... - zaczęła cicho i niepewnie. Zaśmiałem się.
   - Przykucnąć? - spytałem. Dziewczyna jeszcze bardziej się zarumieniła i kiwnęła głową. - Jasne - odparłem i, nie chcąc kucać, usiadłem na podłodze po turecku. Tym razem dziewczyna mogła spoglądać na mnie odrobinę z góry. Opuściła twarz i zaczęła nerwowo stukać palcem o pobliskie biurko. Wyczekiwałem jakiegokolwiek odzewu.
   - Więc... jesteś moim opiekunem, tak? - spytała cicho patrząc na mnie. Kiwnąłem głową. - Z wyboru..? - dopytała. Uśmiechnąłem się łobuzersko i pokręciłem przecząco głową. - Ach tak... - dziewczyna się zmieszała i opuściła dłoń aby uchwycić skrawek materiału. Pierwszy raz przyjrzałem się, w co się ubrała, gdyż jej włosy i wzrost uniemożliwiały mi obserwacje.
   Jednym słowem, była ubrana po prostu wdzięcznie.
   Tak zwany stanik u sukienki, był z białego materiału, a na nim widniała koronkowa tkanina również w kolorze białym. Sukienka nie posiadała rękawków tylko ramiączka. Na biodrach przepasana była jasnobrązowym, plecionym paskiem. Spódnicę natomiast również posiadała białą, długą nad kolano. Na szyi nosiła długi srebrny łańcuszek, a na nim spory srebrny krzyż wysadzany cyrkoniami. Na stopach miała białe trampki.
   Zrozumiałem, że zapatrzyłem się na nią, że trwało to zbyt długo.
   - Jestem Nathaniel Szew, ale mów mi Nathan albo Nath. Mi obojętne - powiedziałem. Popatrzyła na mnie orzechowymi oczkami.
   - Liliana Fladerer. Lila, Lilia Liliana, Lili też może być... ale gardzę Lilką, choć właśnie tak przeważnie do mnie mówią ze względu na mój... - urwała i westchnęła cicho spoglądając na podłogę. Zamilkła.
   - Wzrost - dokończyłem z uśmiechem. Dziewczyna drgnęła na usłyszane słowo. Kompleks, pomyślałem. Poczułem, że na prawdę ją to dręczy więc zaśmiałem się cicho. Spojrzała na mnie zirytowana. - Spójrz na mnie. Nie mieszczę się w drzwiach, wszyscy nauczyciele są niżsi, kiedy, czasami się zdarza, mamy łączony WF z klasą pierwszą gimnazjum, nie mogę grać ani w siatkówkę, ani w koszykówkę, ani w dwa ognie czy zbijaka, bo wuefista uważa, że pozabijałbym ich. Uwierz, lepiej jest być tak niską osobą, niż tak wysoką - próbowałem powiedzieć coś na miejscu, lecz ta spochmurniała.
   - Niektóre dziewczynki z klasy trzeciej podstawówki są wyższe ode mnie - burknęła krzywiąc się. - Ja również nie mogę grać w te gry, gdyż wtedy mnie mogą zabić, jak to powiada wuefistka - dodała po chwili nieco niepewnie, naciskając na słowo "mnie".
   Zamyśliłem się chwilę.
   - Ze mną na WF-ie będziesz bezpieczna, zobaczysz - powiedziałem ze śmiechem. Od początku naszej znajomości, pierwszy raz się uśmiechnęła.
   - Jeśli mnie wcześniej na korytarzu nie podepczą, albo nikt nie porwie mnie za włosy - zaśmiała się cicho. Wtem podszedł do nas Olivier, który trzymał dłonie w kieszeniach. Śmiał się.
   - Spokojnie, Nath będzie cię na rękach nosić, żeby cokolwiek powiedzieć ci w twarz - powiedział krztusząc się śmiechem. Dziewczyna spochmurniała znów. Wstałem na nogi, a Lila usiadła na biurku nauczycielki. Spojrzałem na przyjaciela.
   - Olivier, masz coś kurwa do niej? - syknąłem. Spojrzał na mnie po czym porwał mnie za ramię do kąta - Co ty kurwa robisz? - burknąłem. Chłopak popatrzył na dziewczynę a potem na mnie.
   - Nath, coś cię boli? Nie wiem... głowa, ręka. Chuj cię swędzi? Kim ty w ogóle jesteś?! - potrzepał mną za ramiona. Wyrwałem mu się.
   - Co ci nie pasuje?! - krzyknąłem. Cała klasa jak "jeden mąż" spojrzała na nas wraz z panią Delią. Przewróciłem oczami i oparłem się o ścianę. - Super. Gratuluję - posłałem kwaśny uśmiech w stronę Oliviera. Ten podrapał się z tyłu głowy.
   - Panowie, cóż to za kłótnia? A Liliana siedzi sama! Czy na prawdę nie mogę liczyć na choć trochę zaangażowania z waszej strony? - pani Delia powoli zaczęła wychodzić z siebie.
   - Może pani - odparliśmy razem. Ta tylko kiwnęła głową i bez zadawania kolejnych pytań powróciła do monologu dla klasy. Olivier szturchnął mnie.
   - Co jest z tobą? Normalnie już dawno olałbyś tą dziewczynę i najchętniej wyszedłbyś z klasy plując w mordę Czai! - zdębiałem. W sumie Oli chyba ma rację. Zazwyczaj inaczej się zachowuję. Spojrzeliśmy na Lilę.
   Machała drobnymi nóżkami w przód i w tył, jakby absorbując się niezwykle tym, co robi.
   - Ja... nie wiem - odpowiedziałem po chwili namysłu. Olivier zamilkł na dłuższą chwilę po czym znów skierował na mnie swoje błękitne oczy. Dopatrzyłem się w nich nić zrozumienia jak i domieszki zdziwienia.
   - Przypomina ci matkę, prawda? Przede wszystkim włosy i twarz, co? - szepnął do mnie. Zrobiłem wielkie oczy, które chwile potem spuściłem w dół.
   Olivier miał rację. Lila bardzo przypominała mi matkę, dlatego też poczułem, że powinienem okazać jej choć trochę szacunku. Moja matka miała dokładnie takie same włosy. Odcień i loki. Ponadto miała takie same oczy, usta, nawet nosek z piegami. Tak jak zapamiętałem mamę pięć lat temu, tak siedzi teraz w pobliżu będąc w innej osóbce.
   Chłopak położył mi dłoń na ramię. Jedyny w szkole mógł zrobić to bez stania na palcach. Spojrzałem mu w oczy.
   - Chyba masz rację - mruknąłem. On uśmiechnął się. Dziwne. Odezwała się w nim dobra duszyczka?
   - Dla ciebie, postaram się tego nie spieprzyć. Będę grzeczny, obiecuję - powiedział ze śmiechem ewidentnie poprawiając atmosferę. Uśmiechnąłem się do niego, kiedy w naszych uszach rozbrzmiał dzwonek.
   Cała klasa poderwała się na nogi i pospiesznie schowała książki do toreb lub plecaków. Jedynie Liliana pozostała na swoim miejscu, jak i my zostaliśmy w kącie. Postanowiliśmy wyjść ostatni, bez tłoku.
   Pani Czaja pożegnała się z poniektórymi uczniami, po czym zamknęła drzwi co namalowało na naszych twarzach maskę zdziwienia. Pani Delia stanęła na przeciwko nas i wskazała ławki. Z jeszcze większym zdziwieniem zasiedliśmy w pierwszych ławkach. Lila zastygła w bezruchu zawieszając główkę. Kobieta chrząknęła, po czym wyprostowała się.
   - Nathanielu, Olivierze, i Liliano - na dźwięk naszych pełnych imion przeszedł mnie dreszcz po plecach. - Zostajecie teraz zwolnieni z lekcji do końca tego dnia - na te słowa Olivier wręcz podskoczył na krześle ze szczęścia, lecz Delia tylko zarechotała złowieszczo, co zmyło uśmieszek z twarzy Oliego. - Co nie znaczy, że zostajecie zwolnieni ze szkoły, panie Styks! Co ja... ach, no tak. Przez najbliższą godzinę pozostajecie tutaj. Możecie się poznać, poopowiadać o sobie, o szkole, i tym podobne. Potem, oprowadzicie ją po szkole. W ramach rekompensaty, po "robocie" możecie wracać do domu - po wypowiedzeniu tych słów spuściłem oczy i przygryzłem dolną wargę na tyle mocno, iż wydawało mi się, że przeciąłem skórę. Naiwne. Czaja zauważyła moje zachowanie.
   Może i jej czasem nie trawię. No dobra, często jej nie trawię. Okej, prawie w ogóle, ale niektórymi momentami zachowuje się jak dobra babunia. W sensie, pogłaszcze, ucałuje, pocieszy, da pierożki.
   Kobieta podeszła do mnie i schyliła się powoli aby jej usta znalazły się obok mojego ucha. Delikatnie, bez żadnych zalotnych podtekstów, położyła mi dłonie na ramionach.
   - Nathanie, jeśli będziesz chciał, mogę coś wymyślić. Możesz potem pójść do Oliviera, a twojemu ojcu powiem, że potrzebowałam pomocy. Wiem, że nie chcesz tam wracać - szepnęła. Na ostatnie słowa do oczu napłynęły mi łzy. Zwyczajne, pełne żalu i rozgoryczenia łzy, które chcą uchodzić na wszelkie możliwe sposoby, w najmniej odpowiednich momentach. Pochyliłem się lekko, aby zakryć twarz we włosach.
   Usłyszałem szybkie, krótkie wzięcie oddechu. Nachylony, przez włosy spojrzałem w lewo.
   Liliana patrzyła na mnie. Bez nachalności. Dopatrzyłem się w niej szoku, jak i żalu. Orzechowe oczęta spoglądały na mnie niepewnie ukazując zatroskanie, jednak nic nie mówiła, za co jej szczerze w duszy dziękowałem.
   Zgiąłem dłonie w pięści, które schowałem pod ławkę. Zagryzłem mocno zęby i wyprostowałem się. Zdusiłem w sobie chęć lamentu nad moim losem i zmusiłem się, aby moje usta wykrzywiły się uśmiechem. Pani Czaja zrozumiała, o czym teraz myślę i stanęła przed nami bawiąc się nerwowo palcami. Czuła się nieco zakłopotana.
   Znów zadzwonił dzwonek. Pięciominutowe przerwy zawsze szybko mijają.
   - No dobrze. Zostawiam was samych sobie, a ja biegnę do pierwszej gimnazjum, zanim nie zniszczą całej sali!- wysapała uchodząc szybko z klasy. Ewidentnie widać było, jak bardzo chciała już wyjść. Jak bardzo ciążyło jej to całe zajście.
   Kiedy drzwi się zamknęły, nadal na nie wszyscy patrzyliśmy. Nikt nie odważył się odezwać.
   Zawiesiłem głowę zrezygnowany. Cicho westchnąłem.
   Usłyszałem szamotanie po lewej stronie. Spojrzałem na Oliviera. Chłopak swobodnie umieścił nogi na ławce ukazując luźno zasznurowane glany. Zaczął się śmiać.
   - Panie i panowie. Pora się poznać. Więc ten... Zajmijcie się sobą, dzieci - Oli osunął się na krześle w przód po czym założył za głowę ręce i usadowił się wygodnie. Twarz przykryły mu czarne pasma włosów, choć nadal widać było, że się śmieje. Postanowiłem udawać, że wszystko ze mną w porządku. Że nic się w moim życiu nie wydarzyło. Że u mnie w domu jest jak w każdym innym. Ostatni raz przygryzłem mocno wargę po czym wyprostowałem się i oparłem wygodnie o oparcie krzesła uśmiechając się. Na to, żebym wyprostował nogi nie było jednak szans.
   - Pragnę ci przypomnieć, że to ja jestem tu najstarszy - powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem. Chłopak uśmiechnął się kwaśno. Miał zacząć coś mówić, jednak przerwała mu pewna drobna osóbka.
   - Kiedy się urodziliście..? - Lila spytała nieśmiało. Zwróciliśmy się w jej stronę i z trudem opanowywaliśmy się, aby nie zacząć się śmiać. Nie jestem pewien czemu. Zawsze gdy Olivier się śmieje, śmieje się cały świat.
   - Ja mam mówić, czy ty? - mruknął przeciągając się i wychodząc z ławki. Przewróciłem oczami.
   - Ja mogę - westchnąłem, po czym powstałem na nogi i podszedłem do ławki nauczycielki. Usiadłem na blacie i skrzyżowałem ręce na piersi patrząc na młodszą koleżankę, która uparcie wpatrywała się w swoje splecione palce na blacie ławki. - Ale na początek, wytłumaczmy sobie jedną sprawę. Lila, nie czuj się przy nas skrępowana, czy coś. Wyobraź sobie, że jesteśmy starymi, dobrymi znajomymi z dzieciństwa, których po prostu nie pamiętasz, dobrze? - uśmiechnąłem się do niej, gdy podniosła zmieszaną twarzyczkę i spojrzała mi w oczy. Odchrząknąłem. - Olivier będzie starał się być grzeczny wobec ciebie. Obiecał mi to - dodałem po chwili patrząc się diabelsko na przyjaciela, który każdym gestem swojego ciała chciał się sprzeciwić, poza oczami. W nich wyczytałem, że stwierdza, iż mam rację. W końcu to prawda.
   Jestem jedną z niewielu osób, które mogą wyczytać wszystko o czym kto myśli właśnie z oczu. Umiem wyczuć, gdy ktoś kłamie, gdy jest szczery, gdy ktoś się boi. Nawet potrafię zauważyć pożądanie, i to nie tylko skierowane do mojej osoby. Potrafię zauważyć, jeśli ktoś się szczerze zakocha. Potrafię zobaczyć, jeśli ktoś jest zagubiony i nie umie sobie z czymś poradzić. Ponoć mam to po mamie, ale ona w ogóle była niesamowitą kobietą.
   Dziewczyna kiwnęła głową. Pozwoliła sobie nawet na szczery uśmiech, przez co ucieszyłem się w duchu. Olivier, jak na niego przystało, zaczął się śmiać, lecz tym razem dziewczyna tylko przewróciła oczami i położyła się górną partią tułowia na ławce opierając brodę na dłoniach. Cały czas patrzyła na mnie. Podrapałem się z tyłu głowy.
   - Więc tak. Urodziłem się 13 stycznia 1996 a Olivier 2 lipca 1996. Ja nie przeszedłem V klasy, on I gimnazjum - ledwo powiedziałem, gdyż na usta sam zanosił mi się śmiech. Po dłużej chwili opanowywania znów spojrzałem na Lilkę, która cicho chichotała. - A ty? - dopytałem krztusząc się śmiechem. Dziewczyna, widocznie nieco bardziej rozluźniona choć nadal trzymająca nas na dystans, zaczęła się śmiać.
   - Jestem zdecydowanie młodsza. 12 grudnia 1997. Choć, tak na prawdę, kobiet się o wiek nie pyta - dopowiedziała ze złośliwym uśmiechem podchodząc pod tablicę. Odwzajemniłem go, a Olivier zaczął śmiać się jeszcze głośniej.
   - Kobiet czy dziewczynek? - spytał podpierając się o ścianę. Wyglądał jakby się najebał. Liliana szybkim ruchem wzięła kilka kawałków kredy i pchnęła z całej siły w Oliviera trafiając go celnie w głowę. Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.
   - Może i dziewczynka, ale z celem w oku i nienaganną zwinnością, której staruszkowi ewidentnie brakuje - spojrzała na niego przelotnie z wyższością. Chłopak skulił się. Widocznie czuł się zmieszany. Na widok całego zajścia zacząłem się śmiać jak kretyn.
   - Już cię lubię - powiedziałem do Lilki. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. Wtem Olivier wyprostował się i uśmiechnął się do nas.
   - Muszę iść się załatwić - oznajmił. - Jak wrócę mam nadzieję nie zastać tutaj ani odrobiny spermy, dobrze Nath? - spojrzał na mnie figlarnie. Odpowiedziałem kwaśnym uśmiechem, a Liliana powoli ujęła w dłoń kawałek kredy i zaczęła nim leniwie podrzucać. Olivier szybkim ruchem wyszedł z klasy.
   Zostaliśmy sami. W tle słyszeliśmy tylko ciche i powolne tykanie wskazówek zegara. Przedmiotu, który odlicza ten nieubłagany, beznadziejny czas zmierzający ku wieczności.
   Liliana po chwili wyrwała mnie z zamyślenia.
   - Kurwa - zaklęła pod nosem, co, szczerze przyznam, niezwykle mnie zdziwiło. - No i jak ja wyglądam..? Przeklęte sukienki! Trzy kawałki szmaty i myślą, że to jakaś rewelacja! - powiedziała swoim ślicznym, dziewczęcym głosem. W jej ustach brzmiało to co najmniej dziwnie.
   Dziewczyna zahaczyła sukienką o gwóźdź wystający ze ściany pod tablicą. Rozdarła ją na tyle iż ledwo osłaniała ważniejsze miejsca do zasłonięcia. Próbowała się schylić żeby podnieść skrawki z ziemi, lecz znów zahaczyła materiałem o gwoździk i rozdarła sobie dekolt aż do pasa. Znów wymajaczyła przekleństwo i owinęła się ramionami.
   Zaśmiałem się cicho. Po chwili namysłu, widząc jej zażenowanie, ściągnąłem swoją bluzę i zarzuciłem na jej plecy.
   - Wiesz... Możesz jej nie zakładać, i chodzić tak jak Cię Bozia stworzyła. Dla mnie to żadna nowość... Ale, fakt faktem, jesteś tutaj jako gość. Nie wypada - uśmiechnąłem się na widok drobniutkiej dziewczynki w za dużej bluzie. - Słodko wyglądasz - powiedziałem z uśmiechem. Dziewczyna zazgrzytała zębami po czym odwróciła się i spojrzała na mnie. Otworzyła usta żeby coś powiedzieć w zagniewaniu, lecz szybko je zasłoniła dłonią. Zrobiła wielkie oczy. Spojrzałem na siebie.
   - Jasna cholera - bąknąłem cicho chowając przedramiona za plecami. Udawałem, że nic się nie stało. Ale jak można udawać coś przed samym sobą?
   - Dla... Dlaczego? - powiedziała cicho. W momencie kiedy wypowiadała te słowa do sali wszedł nic nieświadomy Olivier. Nucił cicho jakąś melodię, lecz gdy zauważył w jakiej jestem sytuacji podszedł do nas z kamienną twarzą.
   - Nie pytaj go o to. Nie dziś - powiedział bez emocji. Dziewczyna niepewnie kiwnęła głową i spojrzała w dół otulając się bluzą. Westchnęła.
   - Oddać ci ją? - spytała cicho. Uśmiechnąłem się blado.
   - Zachowaj ją. Tobie bardziej się przyda. Po szkole faktycznie pójdę do Oliviera, on coś mi pożyczy - spojrzałem na niego. Nadal nie wyrażał najdrobniejszych emocji, jednak kiwnął głową.
   - No dobra. Pora oprowadzić cię po szkole, bo raczej na bliższe poznanie dziś nie liczmy - powiedział szatyn. Dziewczyna stała nadal nieco w szoku.
   Poznała mnie od tej pierdolonej strony. Od strony słabego, bojaźliwego i zagubionego chłopca.
   Idąc w stronę drzwi próbowałem dłońmi zakryć cięcia i blizny. Niestety, bez skutku. Olivier mrużąc oczy przyjrzał się moim nieudolnym próbom zamaskowania swojej słabości. Odwrócił się, i delikatnie złapał mnie za ramię.
   - Zaczekaj - chłopak zaczął ściągać swoją bluzę po czym podał mi ją. - Weź - uśmiechnął się dobrodusznie. Zmarszczyłem czoło. Nie chciałem brać od niego bluzy, przecież nie zginę, a jemu samemu przysłuży ona bardziej niż mi.
   W szkole każdy wie, jak wygląda mój dom. Chodzi mi tu o ludzi, domowników nie o budynek. Każdy wie, że jestem bity i poniżany przez własnego ojca. Każdy dobrze wie, jak bardzo się nienawidzimy. Dlatego też moje blizny i siniaki są niczym w porównaniu do tajemniczych cięć Oliviera, które widnieją na całych jego przedramionach. Nic dziwnego, że na skórze chłopaka odrzuconego społecznie widnieje masa rys, ale blizny na ciele chłopaka tak stricte popularnego i lubianego jak Olivier? Otóż tu wszyscy wiedzą o mnie wszystko, lecz nikt nie wie prawdy o adopcji Oliviera. Nikt, poza mną. Nikt nie wie, co przeszedł. Nikt nie wie, jak bardzo boli go przeszłość. Równocześnie nikt nie wie, dlaczego się tnie, a i nikt tego nie widzi. Chłopak zawsze starannie to ukrywa. Czy to długim rękawem od koszulki, czy od bluzy, czy zakrywa rany długimi mitenkami.
   Zerknąłem na Lilianę. Byłem pewny, że nie jest zbyt szczęśliwa. Na całą szkołę musiała trafić na dwóch masochistów. Tak jak myślałem. Była zaskoczona, zapewne nie w dobrym tego słowa znaczeniu. W sumie nie dziwię jej się. Też nie spodziewałbym się tego po osobie, która zawsze się śmieje, ma gdzieś opinię innych i olewa wszystko i wszystkich.
   Westchnąłem.
   - Nie. Poradzę sobie. Proszę, weź ją - odepchnąłem jego rękę delikatnie, aby go nie urazić. On niechętnie komukolwiek pomaga, a jeśli już, wiem, że nie znosi sprzeciwu. Uśmiechnął się łobuzersko.
   - Bierz - rzucił mi ją na ręce. Chciałem zaprotestować i oddać ją właścicielowi, lecz ten delikatnie ujął jeden z moich nadgarstków. - Zabieraj to. Ja ci tego nie proponuję, ja ci każę to wziąć - dodał po chwili. Na zewnątrz wydawał się luźno nastawionym chłopakiem, jednak spojrzałem w jego oczy.
   W błękitnych oczach szalał strach. Bojaźń przed wyjściem, i pierwszym ukazaniem swojego cielesnego pamiętnika. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że zaraz wyjdzie na korytarz, który zapełni się setkami osób, i ukaże coś, co tak starannie ukrywał.
   - Nie masz mitenek przy sobie..? - spytałem szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki od podjęcia odpowiedzialności za to, co zapewne za chwilę nastąpi.
   - Nie - tu zgiął dłoń w pięść, którą chwilę potem schował za plecami. Liczył, że nie zauważyłem. Uśmiechnął się figlarnie, choć w jego oczach widziałem nadal ten sam strach jak i napięcie. - Przestań się tak przejmować. Rozklejasz się jak dziewczyna, chłopczyku - odwrócił się do nas plecami. Kiedy to powiedział głos mu zadrżał, choć próbował to zamaskować. Podszedłem krok bliżej.
   - Ale... - zacząłem, lecz ten nie pozwolił mi dokończyć. Z szerokim uśmiechem na twarzy uniósł głowę do góry, wyprostował się i wyszedł z klasy. Skoro już zaproponował mi swoją pomoc i nie pozwolił, abym ją odrzucił, postanowiłem, oczywiście nie z własnej lecz przymuszonej woli, przyjąć ją. Z westchnieniem założyłem bluzę na swoje ramiona. Nie wiem, może mi się tylko wydawało, ale po założeniu jej poczułem, jak ważną osobą jest dla mnie  mój najlepszy przyjaciel, Olivier. Ścisnąłem na tyle mocno krańce rękawów jego bluzy, że poczułem wbijanie się moich paznokci w dłonie. Spojrzałem w podłogę, gdy usłyszałem delikatne tupanie.
   - Nie jest aż taki zły - Lilka stanęła obok mnie. Spojrzałem na nią po czym skierowałem wzrok na drzwi, których próg przed chwilą minął nasz kompan. Uśmiechnąłem się lekko.
   - No nie jest - znów na nią zerknąłem. W mojej bluzie wyglądała jak w sukience. Uśmiechnąłem się gdy spojrzała na mnie. Mimowolnie odwzajemniła uśmiech. - Lepiej już chodźmy, bo jeszcze nam ucieknie - dodałem. Dziewczyna kiwnęła głową.